Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   111   —

ka, piękną do tego stopnia, że skarcony w następnym akcie kawaler de Talmay zapomina o swych pierwotnych zamiarach, a pragnie się z nią ożenić, wyraźnie o-żenić. Nosił wilk owce, ponieśli i wilka. Rozkochał się biedak po uszy. Ale owóż chce się żenić i stryjaszek! Cha! cha! Otóż nowa zabawa. Tu następuje cały szereg najśmieszniejszych scen rywalizacyi między stryjem a synowcem. Kogo tu wybrać z dwu tak ponętnych pretendentów? Ten Lucyan, tak dumny, choć tak kochany, skona raczej z bólu, da się raczej zabić młodemu de Talmay, a nie przebaczy jej, choćby mu sama i pierwsza wyznała miłość. Cóż więc czyni Filiberta? Oto z filuteryą, prawdziwie niewieścią, składa w jego ręce wybór między stryjem a synowcem. Ona mu ufa; pójdzie za tego tylko, którego on jej wybierze. Nieszczęśliwy Lucyan ma wydać sam na siebie wyrok straszniejszy od wyroku śmierci. Czyż się zawaha? Tak jest! I jego serce nie z żelaza; waha się, na twarzy występuje mu wyraz walki wewnętrznej i niekłamanego cierpienia, ale trwa to krótko. Już gotów oznajmić swój wybór, już wymówił nawet nazwisko kawalera de Talmay, gdy wreszcie Filiberta odkrywa mu wszystko i błaga go o przebaczenie. Panie Lucyanie, nie odrzucaj mnie! Te słowa, niby muzyka rajska, brzmią w jego uszach; ten głos słodki, dźwięczny, pełen miłości, a drgający łzami i serdeczną prośbą, płynie,