Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   102   —

po co tu pana przywieźli? On nie wie lub udaje, że nie wie. Oto pana tu przywieźli… no!… zawsze to trochę ambarasujące… oto przywieźli pana… abyś się… no!… o mnie starał, ale ja ani myślę iść za mąż, kończy prędko, jakby chciała wielki ciężar zrzucić z serca. I patrzcie, co się stało. Oto jego sztywność znika, radość strzela mu z oczu, zrywa się i mówi z zapałem: Ach pani! jakże to dobrze! bo i ja nie mam najmniejszego zamiaru żenić się z panią, mnie ojciec przywiózł tu przeciw mej woli. Jakto dobrze, żeśmy sobie to powiedzieli, teraz przymus między nami znika i jesteśmy przyjaciółmi.
Istotnie; przymus między nimi znika, ale po co to zapierać; ubodło ją trochę to, co on powiedział. Ej, panno Izo! panno Izo! Bawią się niby wesoło, widocznie; zbliżyli się do siebie, dobrze jakoś jednemu przy drugiem i miło, przyjaciel coraz bardziej przychodzi do przekonania, że jego przyjaciółka jest śliczna, dowcipna, rozkoszna; przyjaciółka coraz jaśniej dostrzega, że przyjaciel jest najmilszy w świecie chłopak. Przyjaźń potęguje się i wzbiera co chwila, aż wreszcie po pół godzinie rozmowy taż sama przyjaźń dochodzi do tego, że przyjaciel, cisnąc rękę przyjaciółki, mówi: Pani! kocham cię nad życie, nad szczęście własne! etc. etc. (patrz własne pamiętniki z czasów młodocianych); przyjaciółka zaś zmieszana, wzruszona, niby się broni, koteczka, niby