Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrót w jego usposobieniach nie zaczyna się od sceny pugilaresu, tego ani autorka wytłómaczyć, ani widz zrozumieć nie potrafi. Jeżeli Zyzio nie nawrócił się w takiej chwili i nie oddał przywłaszczonych sobie pieniędzy, niema dobrej racyi, dla której miałby się nawracać parę dni później. Wogóle brak tej postaci barwistości, natura nie dość czynna i nie dość energiczna. Słuchacz, widząc przed sobą chwiejnego, pozbawionego charakteru chłopaka, nie chce wierzyć, by zwrot, jaki następuje w nim przy końcu sztuki był stanowczym, a przedewszystkiem trwałym. Czy wytrwa? oto pytanie, które nastręcza się każdemu. Bywają wypadki, że charaktery burzliwe, hulaszcze, rozpuszczone, zatrzymują się nagle w niesfornym biegu i zmieniają się na korzyść do gruntu, ale to charaktery takie tylko, na których dnie leży potężna siła woli. W Zyziu widzimy brak jej, i nic nie zapewnia nas, że chwilowe uniesienie zdoła ją na dłuższy czas zastąpić.
Również niekonsekwentną jest matka Zyzia, pani Domecka. Taż sama kobieta, która przed chwilą mówiła o szkole dla matek, która żaliła się, że nie umiała dziecka wychować, w minutę później, gdy syn na dowód zerwania z naganną przeszłością chce zostać robotnikiem, woła: „Mój syn robotnikiem! o nieszczęście!“ Autorka chciała przez te słowa wzmocnić satyrę, ale zrobiła to kosztem naturalności i pra-