Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szych pokojów dojdzie cię czasem wesoły śmiech bawiących się dzieci, w sali jadalnej Wojciech nakrywa do herbaty i hałasuje, wpuszczając z brzękiem łyżeczki do szklanek, zresztą cisza, „tylko kotki załopocą lub panienki zachychocą“, jak mówi Pol, zresztą cisza, ot zwyczajnie szara godzina na wsi.
Nagle otwierają się drzwi, wchodzi twój fornal, wiejski kuryer, którego codzień posyłasz do powiatowego miasta na pocztę.
— Niech będzie pochwalony!
— Na wieki! Listy masz?
— Są listy, jest dwie gazetów i tyla.
— No to dawaj i ruszaj z Bogiem.
Walenty wychodzi, zostawiając ślady zabłoconych butów na podłodze, ty zaś bierzesz się do czytania.
W listach rzadko bywa coś dobrego. Są to zwyczajne korespondencye urzędowe; jakaś awizacya o niezapłacony podatek z roku… z roku… mniejsza o to, z którego; zawiadomienie naczelnika powiatu o szarwarku, jakiś okólnik prezesa dozoru kościelnego, kończący się słowami: „Znana troskliwość J. W. pana o postępy reparacyi kopuły w kościele parafialnym i jego hojność etc.“… Słowem, są to wiadomości, przy odczytywaniu których wpadasz w stan pewnej melancholii; dla rozrywki zatem bierzesz się do gazety i po odczytaniu telegramów, objaśnio-