Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bądź co bądź, miasto bywa nieznośne latem. „Bóg stworzył wieś, a człowiek miasto“, mówią wieśniacy, broniący wyższości swojej wsi ukochanej. Na lato przyłączam się do zdania wieśniaków; wieś jest wyższą i milszą niż miasto.
Wyjeżdżaj więc, czytelniku, na wieś: porzuć swe miejskie zwyczaje i wszystkie ogródki i teatry, i kawę czarną, i Saski ogród, i modne przechadzki, i widok wielkości literackich, i kłótnie tychże wielkości, i mury, i przedewszystkiem ową atmosferę, w której co lato krąży, jakgdyby drapieżny ptak — cholera. Masz już dosyć tego wszystkiego i jeszcze będziesz miał dosyć; męczyłeś się, potrzebujesz odetchnąć, jedź więc tam, gdzie powietrze czyste, gdzie zamiast miejskich orkiestr słychać: „dana oj dana!“ wiejskiej dziewczyny; gdzie zamiast opery ptactwo wyśpiewuje do zapamiętania; gdzie siano pachnie, gdzie brzmi dźwięk bitych osełkami kos, gdzie sierp w zbożu szeleści, gdzie spokój, gdzie zdrowie, gdzie radość i wesele.
Żebyś jednak potem nie narzekał na powyższe rady — z góry uprzedzam, bądź na wsi ostrożny. My tu sobie, mieszczanie, podrwiwamy z wieśniaków, gdy przyjadą do Warszawy, zowiąc ich „wełną“, śmiejąc się z ich prostoty, i tak dalej. Otóż, ostrzegam cię, że wieśniacy wypłacają nam to z lichwą na wsi. Prawdę bo też rzec, my, Warszawiacy, mnóstwa rzeczy