Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia. Woda ściekała po parasolach za kołnierze, napełniała kieszenie. Co stało się z tualetami damskiemi, z sukniami i kapeluszami, łatwo odgadnąć.
Wobec tylu zabaw i uroczystości, odbywanych pod gołem niebem, życie, towarzystwo salonowe drzemie snem nieprzebudzonym, aż do późnej jesieni. Niema wieczorów, więc niema i zebrań wieczorowych, i salonowych pogawędek, lekkich, bo pustych, a poważnych, bo pełnych etykiety.
Upały i etykieta nie znoszą i wyłączają się wzajemnie. Etykieta, np. wymaga, abyś, miły czytelniku, szedł na wizytę w zapiętym, czarnym surducie, upał radzi ci go rozpiąć; etykieta wymaga, aby twe ręce obciśnięte były w rękawiczkach, upał każe ci chodzić bez rękawiczek; etykieta każe ci być sztywnym i silnie przestrzegać w ruchach prawideł dobrego tonu, upał robi cię ociężałym, a ruchom twym nadaje pozór zaniedbania; etykieta każe ci podtrzymywać żywą rozmowę z gospodynią domu i prawić komplementa, upał sprawia, że mówić ci się nie chce, a radbyś oprzeć plecy o poręcz wygodnego fotelu i usnąć. Tak, tak! lato nie sprzyja salonowemu życiu. Żyjemy natomiast wszyscy na ulicach i ogrodach, na spacerach i przechadzkach, słowem, żyjemy poza domem.
Zato owo pozadomowe życie wre, kipi i pryska ogromnym ruchem. Ktoby wieczorem np.,