Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wnieść można z tego, że przywoływany przez wszystkich, a głuchy na ich wołanie, potężny kosmopolita, który, jak Atlas nowożytny, dźwiga obecnie, jeżeli nie cały świat, to przynajmniej połowę świata na swoich ramionach, kredyt, jednem słowe, sam się do damy-kultury zaleca, podbity jej wdziękami, ale wówczas tylko, niestety, gdy wdzięki te są po jego myśli. Na wdzięki naszej kultury, i pomimo całej jej kokieteryi, dość bywał obojętny dotąd i odwracał się od niej nawet dość niegrzecznie, dopóki sobie nie przybrała szaty, zwanej spółka. Kredyt rozumie, że tylko wspólne siły dążących do kultury ludzi dają mu rękojmię; a że i sam potrzebuje gdzieś swoje, brzmiące metalem, czy chrzęszczące papierem serce umieścić, więc ma wielki pociąg, słabość nawet do każdej rozumnej spółki. Więc trzeba zawiązać spółkę, żeby zyskać owe 500,000 rubli, w Tygodniku Rolniczym wykazywane.
Spółka do mniej pokaźnych nawet zdatna jest rzeczy; pielęgnują też ludzie jej ducha, odkąd istnieje społeczeństwo ludzkie i na różny sposób. Do czego doszli, łatwo zrozumieć, porównywając to, z czem przyszli na świat, — a czego nikt z nas już oglądać nie będzie — z tem, co jest teraz, a o czem owi pierwsi nasi protoplaści i wyobrażenia mieć nie mogli — a nie tylko oni, ale nawet bezpośredni nasi przodkowie. Tak olbrzymie stawiamy kroki, jakby-