Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbytku uwielbienia wzywają „najjaśniejszych pieronów“ na głowę artysty; życzą mu, aby porwało go tylu a tylu; klną, płaczą ze śmiechu, ściskają się wzajemnie!…
Obok tego wszystkiego skrzypią huśtawki, huczą karuzele; ruch, gwar, wykrzyki przekupniów, wrzawa i śmiechy dziatwy nadają zebraniom tym nader wesoły i ruchliwy pozór.
Ktoby jednak szukał w tem wszystkiem czegoś charakterystycznego, a nam tylko właściwego, tenby się zawiódł; charakter tych zabaw czysto kosmopolityczny, więcej hulaszczy, niż typowy, więcej wesoły, niż moralny. Nad moralnością czuwa wprawdzie policya; ale w zebraniach tych tłumnych najniższych warstw rzemieślniczych, służebnych, handlujących, wyrobniczych trudno wymagać wzajemnej na siebie i na smak dobry oględności. To też naprzykład zachowanie się kawalerów, emablujących damy, nietylko rycerskie, ale i poprawnie konwencyonalne nie bywa. Stąd też słyszane rozmowy i najrozmaitsze bons mots mniej bywają wykwintne, niż dosadne. Na to policya nic już nie pomoże; słów, spojrzeń, gestów, a nawet zbyt energicznych rzutów albo i zamachów nawet, nie powściągnie, chyba wyjątkowo. Czyż podobna wreszcie każdemu z gości na placu Ujazdowskim dodać stróżującego nad nim? A jednak potrzebaby prawie dodać każdemu przychodzącemu tam widzowi takiego opiekuna, do-