Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cze członek, Verdi w Resursie? Ciekawybym też był, coby on grał, żeby miał tak: asa, damę, dwie młódki karo i t. d. — Co to jest przejąć się jakąś myślą do głębi duszy! — przejdzie człowiekowi w krew i opanuje go całego.
Ojcowie Resursy! ratujcie jednak waszą córkę, jak umiecie. Róbcie, co wam się podoba z akcyami i obligami subrogacyjnymi; z długiem pani Zamarajewowej i z innemi wierzytelnościami, których ciężar lepiej niż kto inny oceniam — ale ratujcie córkę. Konduita jej (powiedzieć prowadzenie się, nie byłoby w dobrym tonie), konduita jej tedy nie była bez ale. Mój Boże! pamiętam wieczory w Resursie. Tańcował, kto chciał, choćby kozaka, a mazura prowadził: nie jeden taki, za kim na wyścigach konnych latali paupry z całego miasta, tak wpadał w oczy białym strojem, a w czasie gonitw zlatywał z konia akurat tyle razy, ile się ścigał. Wszyscy kantorowicze za nim; w salach przed każdym lustrem stał któryś z nich i, przyczesując włosy, poprawiając krawat, myślał o spustoszeniach, jakie porobił w sercach wygorsowanych aniołów, i o tem, że pryncypał głupi stary, bo z pewnością nie dostrzeże, ile tam brak w kasie kantoru. W czasie maskarad tajemnicze maski z niewypowiedzianym dowcipem powtarzały: «Ej ty bałamucie, bałamucie!» Słowem: smak onych zabaw bywał trochę pieprzny, nawet tak pieprzny,