Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Byłby to już koniec odcinka, gdyby nie to, że wspomniałem o tragikomedyi pana Eysmonta i obiecałem szerzej o niej przy końcu pomówić. Silnych tragicznych wrażeń nie obawiajcie się, czytelnicy — będziecie się raczej śmiać. Pan Eysmont jest to wieszcz młody, nawet nader młody. Napisał tragikomedyę pod tytułem: «Walka idei», w której nie mówi wprawdzie o żadnych ideach, ale za to poświęca ją wylewowi najszczerszego uwielbienia dla... siebie. Gdyby taka pozycya nie sprzeciwiała się całkowicie zasadom ekwilibrystyki, sądzę, że młody wieszcz upadłby sam sobie do nóg z uwielbienia. Na początku utworu wieszcz, bohater sztuki, wyrzeka na niejakiego pana Benona, swego przyjaciela, który, mówiąc nawiasem, jest osobą żyjącą i który pisuje wiersze — jakkolwiek nie olbrzymiego polotu, ale zawsze lepsze od pana Eysmonta. Po kilku scenach wieszcz daje zlekka do zrozumienia, że jest istotą doskonałą, którą pan Benon haniebnie zdradza — dalej jeszcze, że jest istotą niebiańską, a pan Benon potworą hypokryzyi, uosobieniem siedmiu grzechów głównych i nieskończonej ilości powszednich. Na tem kończy się część pierwsza.
W części drugiej dowiadujemy się, że młody wieszcz chciał założyć jakieś pismo; następnie, że je założył. Potem pokłócił się z kolegami, bo pan Benon okropnie intrygował. Nagadano mu