Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na Mordka. Dźwigaj Mordko, niebożę, i czekaj tatka latka, aż ci zapłacę, bo choćbyś mnie nawet pozwał, wygrał i uzyskał wyrok z prawem natychmiastowej egzekucyi, to sekwestrator, na mocy prejudykatu, nie miałby innego sposobu nad zaciągnięcie na mój rachunek nowej pożyczki od innego Mordki dla spłacenia twoich pretensyi. Nie, mój dobry Mordko, zdaje się, że nie znalazłbyś innego sposobu nad pisywanie do mnie listów, w którychbyś wyrażał do woli swoje zdziwienie. Nie byłoby to zresztą nic nowego, bo i owo dziwienie się rzecz to równie znana, jak stara. Znałem w Warszawie pewnego młodego chłopaka, właściciela ładnej wioski, który miał tę wadę, że wydawał trochę więcej, niż mógł, a skutkiem tego wchodził w zbyt liczne i uciążliwe tranzakcye z ludem Izraela. Zauważyłem, że odbiera mnóstwo listów ze wszystkich stron, tak miasta, jak prowincyi, i rzekłem: Ach! szczęśliwy Dyoniziu, pewno to od pięknych kobiet? — Czytaj, rzekł mi, zapalając z zimną krwią cygaro. Otworzyłem skwapliwie list, i począłem czytać. List brzmiał jak następuje: Dżywuję się bardzo, że wielmożny pan nie odsyła mi tych sto pięćdziesiąt... Nie czytałem dalej, i wziąłem list drugi. Drugi brzmiał: Dżywno mi bardzo... Rzuciłem drugi i rozpieczętowawszy trzeci, czytam znowu: Dżywi mnie niezmiernie, że dług, jaki mam a WPana i t. d.