Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nica Chmielnickiego, »że dość podkurzyć te pszczoły, by wybrać miód«, nie sprawdzała się — a stąd osłabł i animusz tatarski do tego stopnia, że gdy trzeciego dnia wojsko królewskie zagrożone z boku napadem całego taboru kozackiego, chcąc prędzej skończyć z Tatarami, rzuciło się na nich z całym impetem, Orda pierzchła w największym nieładzie, sam zaś han nieledwie pierwszy dał przykład ucieczki.
Co większa, Tatarstwo na rozkaz hana porwało i Chmielnickiego — na placu boju pozostał tylko tabór kozacki — liczniejszy prawda jeszcze niż całe wojsko królewskie, ale bez głowy.
Ten tabor nie śmiał już zaczepiać — mógł tylko bronić się. Nic równie strasznego i przerażającego, jak krótka historya tego rojowiska ludzi, których fatalność skazała na zatracenie. Bezład wkradał się między nich coraz większy, i ogarniała ich rozpacz, bo nie było nad nimi »Chmiela«, któremu jedynie ufali. Dwa obozy leżały naprzeciw siebie — jeden królewski, upojony zwycięstwem, drugi chłopski, posępny a wrzący, coraz bardziej bezładny, liczący 200.000 ludzi, a jednak coraz bardziej zrozpaczony, jakby w przeczuciu straszliwej chwili, która wkrótce miała nastąpić.
Zmieniano dowódców. Po Dziedziale wybrano wodzem Bohuna. Chłopstwo piło i zawodziło po nocach. Gotowi byli bronić się do upadłego, a jednak strach ich ogarniał; byli liczniejsi,