Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

»Pod każdą chorągwią, — mówi współczesny, — codzień najmniej dziesięć ludzi padało, którzy bez spowiedzi umierali, bo księża dochodzić nie mogli. Brat brata ratować nie mógł: gdzie kto został raniony, na tem miejscu aż do nocy leżeć musiał, a gdzie kto poległ zabity, tam mu w nocy grób wykopano. Zasłanialiśmy widok płachtami i namiotami — nic nie pomogło. Żaden strzał nie był nadarmo«.
W obozie brakło już wszystkiego. Konie żywiono mięsem innych koni, drobno posiekanem. Prócz tego z mnóstwa gnijących ciał, woń trupia napełniła całą okolicę. Szturmy nie ustawały.
Przerwał je dopiero deszcz, który od 9 do 13 sierpnia lał jak z cebra. 13-go spostrzeżono dziwny ruch w obozie kozackim. Działa umilkły.
Wieść o zbliżającej się odsieczy rozeszła się błyskawicą po obozie. Uderzono radośnie w bębny i kotły. Pytano: gdzie Chmielnicki?
Namiot jego i buńczuki było widać zdaleka. Gdzież on sam?
On tymczasem dyktował królowi warunki pod Zborowem.
Szesnastego sierpnia, po bitwie zborowskiej, przysłano oblężeńcom w Zbarażu list Chmielnickiego do Czarnoty. W liście tym donosił, że wojsko królewskie, idące na odsiecz, rozgromione, a 500 naprzedniejszych panów wloką jako jeńców pod Zbaraż. List czytano z przerażeniem,