W kilka minut później znaleźli się pod dachem strzelnicy. Ze znajomych był tam tylko Sinten, strzelający o zakład z pewnym hrabią węgierskim; obaj ubrani w rude angielskie kostiumy, w takież czapki zsunięte od przodu na daszki i w kraciaste pończochy, obaj ogromnie dystyngowani, obaj z twarzami durniów. Ale zgodnie z przewidywaniem pani Elzenowej, Sinten tak był zajęty strzelaniem, że nie odrazu ich spostrzegł i dopiero po chwili zbliżył się do nich z powitaniem.
— Jakże idzie? — spytała pani.
— Biję! Wielkiej puli także jestem prawie pewien.
Tu zwrócił się do Świrskiego.
— A pan nie strzela?
— Owszem, ale nie dziś.
— Ja zaś — odrzekł Sinten, spoglądając znacząco na panią Elzenową — jestem dziś: heureux au jeu?[1]
Poczem zawołano go do strzału.
— Chciał powiedzieć, że jest nieszczęśliwy w miłości — rzekł Świrski.
— Imbécile! Czyż mogło być inaczej?
Ale mimo tych słów przygany, z twarzy pięknej pani znać było, iż nie gniewa się o to,
- ↑ Szczęśliwy w grze