Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie powiedział sobie, że skoro nie może się wziąć do roboty, to lepiej jest wyjść na brzeg, gdzie widok wody i słońca może rozjaśni mu myśli i duszę.
Lecz w chwili właśnie, gdy miał wychodzić, w przedpokoju ozwał się dzwonek, a następnie w pracowni pojawiły się dwa tartany szkockie, dwie grzywki i dwie ptasie głowy Romulusa i Remusa, za którymi szedł bledszy i posępniejszy, niż kiedykolwiek, Kresowicz.
— Dzień dobhy panu! Dzień dobhy panu! — wołali dwaj chłopcy. — Maman przesyła panu te róże i prosi pana na śniadanie.
Tak mówiąc i potrząsając pękami herbacianych i mszystych róż, wręczyli je Swirskiemu, a następnie poczęli biegać i rozglądać się po pracowni. Dziwiły ich i zastanawiały zwłaszcza szkice, przedstawiające nagie ciała, albowiem zatrzymywali się przed niemi i trącali się łokciami:
Tiens!
Regarde!
Lecz Świrski, którego to gniewało, spojrzał na zegarek i rzekł:
— Jeśli chcemy zdążyć na śniadanie, to trzeba zaraz jechać.