Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i szczeknąwszy krótko, począł węszyć nadstawiając uszu i przekręcając łeb na obie strony. Jednocześnie do uszu Magdy doszły niewyraźne słowa pieśni. Łysek zerwał się naraz i całym pędem skoczył ku zbliżającemu się człowiekowi. Wówczas Magda przybladła trochę.
— Bartek, czy nie Bartek!
Wstała nagle, tak, że aż niecułka z kartoflami potoczyła się na ziemię: teraz już nie było wątpliwości. Łysek tam skakał aż do piersi przybyłego. Kobiéta rzuciła się naprzód, krzyknąwszy z całéj siły z radości:
— Bartek! Bartek!
— Magda! to ja! — wołał Bartek przykładając dłoń do ust i przyśpieszając kroku.
Otworzył wrota, zawadził o zaworę, mało nie upadł, aż się zatoczył, i padli sobie w objęcia.
Kobieta poczęła mówić szybko:
— A ja myślała, że już nie wrócisz... Myślałam: zabili go!... Cóż ci? Pokaż się. Niech się napatrzę! Bardzoś zmizerowany! O Jezu! Oj ty kapcanie!... Oj najmilejszy!... Wrócił! wrócił!...
Chwilami odrywała ręce od jego szyi i patrzyła na niego i znów je zarzucała.
— Wrócił! Chwała bądź Bogu... Mój ty Bartczysko kochane!... Cóżeś?... Chodź do chałupy... Franek w szkole! Niemczysko trochę dzieciom dopieka. Chłopak zdrów. Ino ślepie na wierzchu ma jak ty. Oj, czas ci wracać! Bo ani rady. Biéda, mówię biéda!... Chałupsko się psuje. Do stodoły bez dach leci. Cóżeś? Oj Bartku! Bartku! Że téż ja jeszcze ciało twoje oglądam! Co ja tu miałam kłopotów z sianem!... Czermieniccy mi