Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szą wzbudza rozpacz, niż Małgosi ciche łoże. Robotnicy przyszli i pytali: czy mogą pracować — zabronił. Zawiadomi, gdy ich potrzebować będzie.




XXXIV.
24 marca.

Umarła! Moja Małgoś, droga moja dziewczyna nie żyje.
Wiedzieliśmy wczoraj dobrze, że niema nadziei. Gorączkowała i majaczyła w nocy, lekarz opuścił nas nad ranem, bez słowa. Nie pytałem, wiedziałem, że to zbyteczne.
Siedziałem przy niej, zmuszałem się do uśmiechu i spokojnego wyrazu twarzy. Majaczyła, zdawało jej się, że jest matką. Była szczęśliwą, ale od czasu do czasu płakała, bo nie widziała dzieciny. A gdy się nie uśmiechałem, wpadała w rozpacz, jęczała, mówiła, że ją okłamujemy, że dziecko dawno umarło, lub ktoś je zabrał. W takich chwilach powstawały w jej mózgownicy myśli, mające styczność z młynem. Mówiła: „ojciec zaniósł dziecko do młyna a ty przynieś je z powrotem“.
Koło wieczora wzmogła się gorączka, przyszedł lekarz, lecz prędko nas opuścił. Nie mówiłem z nim i znów siedziałem przy łożu Małgosi. Nie poznała mnie. Leżała z przymkniętemi oczyma, mówiła niewyraźnie, kurczyła z bólu twarz. Uważam, że tak było lepiej. Nie potrzebowałem ukry-