Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

by w całym przedstawić blasku. Rzeczywiście, są piękne. Asta wygląda jak aniołek, którego na wierzchu choinki posadzićby można. Główka pełna blond loczków a oczki śliczne, niebieskie. Karol, mały, krępy chłopak, o czarnych świecących oczach, mówi językiem majtków, z męzką pewnością siebie.
Po ukończonej wieczerzy idziemy do ogrodowego pokoju, w którym już zapalono drzewko. Małgosia trzyma na ręku chłopczyka a Astę za rączkę prowadzi; za niemi idziemy: młynarz i ja z zapalonemi fajkami. Z początku dzieci oniemiały ze zdziwienia, otwartemi szeroko oczami wpatrują się przed siebie a Małgosia oprowadza je naokoło drzewa. Szepnąłem jej: „zdaje mi się, żeś najszczęśliwsza z tej trójki.“ „Tak“ — odpowiedziała — „pomyśl! obchodzić święta Bożego Narodzenia z tobą, z dwojgiem tych pięknych stworzeń“.
Po chwili dzieci głośno zaczęły się cieszyć a gdy dowiedziały się, że wszystkie te piękności do nich należą, że owoce wolno im obrywać i zanieść do domu, szaleć zaczęły z radości. W końcu kulą się jak koty pomiędzy skarbami i zapełniają zwykle cichy pokój śmiechem, pełnem zapału gadaniem, nareszcie zmęczone i śpiące, żegnają się z nami, by się spać położyć. Małgosia położyła je do łóżka, potem przyszła do nas, usiadła na sofie, między ojcem i mną.
Na choince palą się jeszcze świeczki. Młynarz mówi: „W tym roku płonie więcej świateł. Ostat-