Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

częta. Ona sama wykonywa część roboty i mnie do tego zachęca. Obieramy wyborne owoce, rosnące na szpalerze pod szklanym dachem — zajmujemy się tem dlatego, że praca ta nadzwyczajnej wymaga staranności. Stoję na drabinie i zrywam, ona na dole z rozpostartym fartuszkiem czeka. Gniewa się na mnie za lenistwo. Bo ile razy podaję jej owoce — a spoglądam na rozpromienioną, pełną zapału twarzyczkę, piękniejszą od najwspanialszego owocu, przestaję pracować. Gniew jej nic nie pomaga, staje się jeszcze piękniejszą w swem zniecierpliwieniu.
....Gdy mgła opada, przestajemy zrywać; koszyki zanoszą do śpiżarni, gdzie do ścian poprzybijano mnóstwo dużych i małych półeczek. Tak zajmuje się Małgorzata trudną pracą sortowania: owoce posyłane dobrze płacącym odbiorcom, są starannie wybierane, przekupniom — po niższej cenie — gorsze sprzedają gatunki, resztę — zużytkowuje się na potrzeby domowe. Co za śliczny, odurzający, przyjemny zapach unosi się tej śpiżarni! Wyziewy kwaśno słodkie skupiają się w zamkniętej izbie i wytwarzają upajające powietrze, którego woń wsiąkając w odzienie długo w niem pozostaje.
Jakże wspaniale wygląda Małgosia z podniesionemi wysoko rękawami na okrągłych białych ramionach. Każdy owoc w ogorzałą bierze rękę, spojrzeniem znawcy obejmie i na właściwe kładzie miejsce.
Najchętniej jednak widzę ją u stóp drabiny