Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

su, odwróciłem się — stała jeszcze we drzwiach i patrzała za mną.

7 września.

Czemuż jej nie mówię, że ją kocham? Czy boję się jej smutku lub niechęci? Z pewnością nie wyczuła z tysiąca drobnostek, jak mi jest drogą. Z każdym dniem widzi spotęgowaną mą miłość. Przygląda się temu z uśmiechem w spojrzeniu i niewinnym rumieńcem na twarzy.
Nie mówię, bo nie mam odwagi, bo nie chcę przerwać ciszy, pełnej oczekiwania i nadziei, bo nie chcę przeszkodzić spotkaniu się dusz.
Zdaje mi się, że siedzimy ręka w rękę, w cichą noc letnią i przysłuchujemy się przytłumionym śpiewom, rozbrzmiewającym ponad wodą.




XIX.
Koniec września.

Nadeszła pora zbierania owoców. W ogrodzie młynarza pracują zapamiętale.
Stary młynarz siedzi na fotelu, kieruje robotą. Pomimo swej ślepoty zna wszystkie drzewa w ogrodzie i wie, w jakim porządku owoce zrywać się powinno. Każdy napełniony koszyk bierze pod wyłączną swoją kontrolę.
Małgosia dogląda obrywania owoców. Zgodzono do tej pracy obeznanych z takową parobków i dziew-