Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Najwyższemu składam dzięki za uśmiech przez nią — mnie zesłany. Cieszy się z mego widoku, cieszy z niespodzianego spotkania, Idziemy przez miasto. Z wielkiego szczęścia mówić nie mogę. Wędruję u jej boku a ona opowiada o przebytej podróży. Powraca z tego samego, co i wtedy miasta — małego handlowego nadbrzeżnego portu. Jeździ tam co dwa tygodnie i sprzedaje produkty swego ogrodu: owoce, miód, konserwy i jarzyny. Ojciec woli je wysyłać, niż sprzedawać handlarzom miasta. Gdy mi opowiedziała to wszystko — a ja jeszcze milczałem, pyta: „Co pana właściwie sprowadziło do portu? czeka pan na kogo“? „Tak“, odpowiedziałem; „okręt przywoził mi zawsze drogie sercu osoby i tym razem nie zawiódł“. Wyrazy moje ani ją mieszały, ani gniewały, więc mówię dalej: „A pani? czyś przypuszczała, że ktoś cię oczekiwać będzie“? „Stałam wpośrodku mgły, myślałam o panu, jakim go pierwszy raz widziałam; — i nagle ujrzałam cię po drugiej stronie mgły“. Mimowoli pochwyciłem jej rękę, ona jej nie cofnęła: „Tak, jestem po drugiej stronie mgły“.
Po chwili, gdyśmy się rozejść mieli, dodała: „A teraz przyjdzie pan do nas? czekamy“.




XV.
W nocy między pierwszym a drugim sierpnia.

Dwa dni ociągałem się z pójściem. Zapewne nie przypuszczała, że ją zaraz odwiedzę. Dziś wie-