Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przeciwnie, przecież starałam się do twej zastosowywać woli i stać się taką, jaką mnie widzieć pragnąłeś: nie męczyłam ani zbyteczną troskliwością ani zazdrością. Obecnie pragnęłabym cię nienawidzieć — ale nie mogę. Napisz tylko „powrócę“ — a ja kochać będę, jak kochałam“.
Nie może mnie nienawidzieć, wmawia sobie, że miłość i nienawiść w parze iść muszą. Jestem innego zdania, uważam, że najbardziej zmaltretowana miłość nie może się w nienawiść zamienić. Autorka tego gruchającego listu jest o tyle gołąbkiem, o ile wyleczyć się z miłości nie umie — nie będzie nigdy jastrzębiem, bo ani fanatyzmu nie posiada, ani szponów i dziobu ostrzyć nie potrafi. Wybrała mnie na kochanka, bo wyróżnienie pochlebiało jej próżności.
Teraz, po moim wyjeździe czuje rodzaj próżni, pragnie mnie mieć przy sobie, bo ją martwi, żem z własnego opuścił ją popędu. Niedługo jednak szczęście znów jej zajaśnieje. Próżne miejsce nowy zajmie kochanek, który inną, ale niemniej wielką wartość posiadać będzie. Gniew niknie, a gdy po latach się spotkamy, powitamy, jak dwaj przyjaciele, nie mający już teraz żadnych poważnych, wspólnych myśli, których zaledwie kilka przelotnych wspomnień jeszcze łączy.
Żem mógł wyjechać, nie pragnąc z nią pożegnania, było najlepszem wyjaśnieniem całego naszego stosunku. Nie było mowy o zerwaniu. Cóż inne-