Przejdź do zawartości

Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wa tajemniczą kołysankę wiatrów w konarach drzew.
Jaki ja głupi, piękna córko młynarza, że aureolą poezyi twe otoczyłem czoło i boginią swego uczyniłem szczęścia. Zapewne jesteś tylko mieszczanką, tęskniącą za narzeczonym, za zapowiedziami i małżeńskiem łożem. Może już swego znalazłaś młynarczyka? Czy tęskniłaś za nim, gdyś wtedy na wzniesieniu ołtarzowem stała? Wszystko jedno: zostawię cię na wyżynach, na których marzenia moje cię umieściły. Ciebie nie znam i poznać nie chcę. Niech brutalna prawda nie kala idealnego obrazu.




VII.
25 czerwca.

Otrzymałem cały stos pism ze stolicy; między niemi był list od ukochanej.
Pyta się ździwiona, zmartwiona i zasmucona: „czy cię ziemia pochłonęła?“ Daremnie szukała mnie i czekała. Mówiono jej, żem w towarzystwie jakiejś pani wyjechał zagranicę. Przesyła mi teraz kilka słów, na chybił trafił pod starym adresem: „nie wiem, czy cię dzisiejszy list zastanie, ale czułam potrzebę zapytania się w jakikolwiek sposób, czy pogłoska się sprawdza. Zmuszona jestem jej prawie wierzyć. Czym zasłużyła, byś w taki ze mną postępował sposób? Czym zawiniła względem ciebie?