Strona:Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Z tonu, jakim się o niej wyrażasz, w noszę, że ty wątpisz o jej prawości!...
— Ja sądzę jedynie, że każda kobieta rozsądna, podobną propozycję kochanka odrzuciłaby ze wstrętem.
Przyjaciel mój siedział przez chwilę milczący, z wzrokiem utkwionym w jakiś przedmiot. Nagle rzucił mi pytanie:
— Nie odmówisz mi pewnej grzeczności?.
— Proszę, dysponuj!
— Czy zechcesz teraz odwiedzić panią Y.
— Za późna pora na składanie wizyty.
— Czy zechcesz przez dzisiejszy wieczór grać rolę jej kochanka
— Nie!
— Dla czego?
— Bo więcej cenię twoją przyjaźń, aniżeli jej miłość.
Roześmiał się szczerze, poczem ściskając mi dłoń odezwał się z naciskiem:
— Ja cię proszę o tę grzeczność, a jakikolwiek będzie wynik wyprawy, zapewniam cię, że nic naszej przyjaźni nie zachwieje.
Proszę cię, błagam o tę przyjacielską przysługę! Wymagam tylko jednego, że mi szczerą prawdę powiesz, nie zataisz tego, jeżeli rzeczywiście jej względy posiędziesz.
Jak już poprzednio zaznaczyłem, piliśmy rzetelnie; szczególniej on, ale i ja nie byłem zupełnie trzeźwy.
Niezależnie od trunku rozmarzył nas księżyc, a przy tem ona tego wieczoru wyglądała tak bosko, na dobranoc obdarzyła takiem spojrzeniem... które do wszystkiego upoważniało.
W powietrzu, — jak się wyraził mój przyjaciel — odczuwałem czasy renesansu; zdawało się, że mam przed sobą legendowy pogański wieczór, nęcący ułudnie do miłosnej awanturki. Dla pokrycia