Strona:Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu/22

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    to opowiadanie nie sprawiłoby przyjemności. — A więc byłem młody i niewinny. Wówczas, niestety znalazłem się pewnego razu na balu.
    — Na balu?... Czy to co złego?
    — Niechże pani nie żartuje, ja mówię serjo. — Na tymże balu poznałem ją!... Była piękna... uroczo piękna!... Wysoka, kibić jak wyrzeźbiona, włosy blond, oczy pełne ognia, ząbki — jak perły, płeć delikatna, a szyja cudowna, tak leżała...
    — Proszę się zbytnio nie zapuszczać w szczegóły!...
    — Jestem właśnie na ukończeniu. Wreszcie wiadomości moje dalej nie sięgają. Brak mi jedynie ust, do nich też wkrótce przejdę. — Tańczyłem z nią kadryla i trzeciego walca. W tym ostatnim odpaliła nawet jakiegoś natrętnego oficera marynarki i rzuciła się ze mną w wir, w takt ulubionej melodji Straussa. Gdy przy dźwiękach poloneza udawaliśmy się do stołu, zaproponowałem jej swe ramię, a ona, rumieniąc się jak wiśnia, stanęła ze mną w parze. Gdy po kolacji jedliśmy lody, wycisnąłem gorący pocałunek na jej ustach, tych pięknych, cudownych, miękich jak puch usteczkach!... Rozkosznych tych usteczek nigdy nie zapomnę. — Niech pani nie próbuje powstać z ławki, bo to się nie uda; siedzieć będziemy razem, aż do wspólnego powstania!
    — Historji tej możesz pan nie kończyć!... Dnia następnego otrzymałeś pan list, wyjaśniający, że był to niewinny żarcik zarówmo z pańskiej, jak z mojej strony. Był tam nawet mały dopisek z prośbą do pana, tej jednakże zadość nieuczyniłeś! Doktorze... nieładnie z pańskiej strony przypominać tę głupią sprawę!...
    — Za pozwoleniem, pani się myli, ta sprawa nie jest głupią!...
    — Więc pan inaczej sądzi?... I to się nazywa szumnie — pańską nieszczęśliwą miłością?...