Strona:Piosnki i satyry (Bartels).djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale bezbronnych ludzi nie morduje,
I po moskiewsku bezczelnie nie kradnie.
Ej Hurko, Hurko, co chcesz gadaj sobie,
Jeszcze cokolwiek polskiego jest w tobie.

Kto poledz zacnie już się nie spodziewa
Za kraj swój własny, niech będzie gotowym
Zginąć za Cara, i za Ignatiewa
I za panslawizm z dzikim Aksakowem.
Wpierod rabiata! Hurra! za Bałkany
Bez naszej garstki świat ten nie przepadnie,
Każdy niech idzie przed sobą jak piany,
Przejdzie to przejdzie, a padnie to padnie!
Ej Hurko, Hurko, a nuż jakim trafem
Ty, polski szlachcic, carskim będziesz grafem.

I przeszli Bałkan, przeszli go bez strzału,
A choć tysiące na drodze zostało
Ofiar niewoli lub wściekłego szału,
Który u głupich nazywa się chwałą,
Przeszli go w imię tej niby swobody,
Niesionej ludom przez białego Cara,
Pod hasłem, którem dotychczas narody
Durzyć się zwykły: Ojczyzna i Wiara!
Oj Hurko, Hurko, wszak ty wiesz co znaczą
Te słowa, wbite nahajką kozaczą.

To też choć cudów odwagiś dokazał,
I choć cię za to grafem mianowano,
Los ci tryumfów odmówił, a kazał
Jak lokajowi stanąć w San Stefano;
Gdzie w przedniej straży gwałtu i rozboju,
Na dobre imię nawet nie zasłużysz,
Bo sługa płatny w brudnym przedpokoju,
I nędznej sprawie, i złym panom służysz.
Ej Hurko, Hurko, postawiłeś nisko
Piękne twe stare szlacheckie nazwisko!