Strona:Piosnki i satyry (Bartels).djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

«Gdyż nam dowiedli co żywo,
«Że opium rzeczą szkodliwą,
«A ta ich miłość bliźniego
«Gorsza od opium samego» —
— «Brawo! teraz Mandarynie
«Spraw tak zwanych zagranicznych,
«Opisz nam bieg spraw publicznych
«W tej Europie, co to słynie
«Z swej wysokiej dyplomacyi
«I powiedz, czy nie mam racyi,
«Porównywając ich z nami
«Nazywać ich Chińczykami? —
— «Masz Monarcho, o masz panie
«Racyą zawsze, większych bowiem
«Osłów, że więcej nie powiem
«Nikt wymyślić nie jest w stanie,
«Od lat wielu jak ich śledzę,
«Rozum, rozsądek i wiedzę,
«Ich filozofię, ich dzieje
«I polityki koleje —
«Mogłem tylko to wybadać
«Że w naturze niema całéj,
«Zwierząt, coby tak umiały
«Zręcznie wzajemnie się zjadać.
«Od czasu jak do nas wpadli
«I pałac letni okradli,
«W imię swej chrześciańskiej cnoty
«Ciągłe z sobą darli koty;
«I aż po dzisiejsze czasy,
«Szarpały się na przemiany
«Wszystkie ludy, wszystkie stany
«Wszystkie wyznania i klasy.
«Stronnictw w każdym kraju trzysta,
«Gdzie nie spojrzeć komunista,
«Retrograd, lub demokrata,
«Gdzie nie tknąć arystokrata.
«Bawiąc się coraz zabawniej
«Skutkiem tej cnoty wyników,
«Lutry zjedli katolików,
«Lutrów jedzą prawosławni.