Strona:Piosnki i satyry (Bartels).djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
BODAJ TO KOMPLETNE WARYATY!




To, co się zowie waryacyą,
Mniej dowodzi głowy ciasnej,
Ile jest exageracyą
W człowieku miłości własnej.

Lecz exageracyą, która
Ma przynajmniej dobrą stronę,
Że ją kończy ciasna dziura,
Miejsce szczelnie ogrodzone —

I okłady z zimnej wody,
Zamiast codzień nowych trudów,
Ciągłych w interesach szkody,
I zadanych ludziom nudów.

To też ja zeznaję głośno,
Że jak miłość własna dla mnie
Stała się plagą nieznośną,
Tak znów waryacya, bynajmniej.

Bo co mi to proszę szkodzi,
Że z zwykłym sobie kurażem,
Waryat w szpitalu dowodzi
Że jest królem, lub cesarzem?

Albo prześliczną kobietą,
Albo dotąd niepojętym,
Ale genialnym poetą,
A choćby i duchem świętym?