Strona:Piosnki i satyry (Bartels).djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Korzystając z dni młodości,
Kochać bardzo, kochać szczerze,
A dobrawszy się starości,
Z Jejmością trzepać pacierze:
I zachować czerstwość ciała,
Tak jak czerstwą była dusza,
To była nadzieja cała,
Zbyt ufnego Tadeusza!

Lecz los srogi nawet tego
Pozazdrościł mu bogactwa,
Żona zmarła, Bóg wie z czego,
Biedny przyszedł do tułactwa;
Zaniedbał i dom i rolę
Nie dba czy to deszcz czy susza,
Bo serce przejmują bole
Samotnego Tadeusza!

Jeżeli mu spiewać każą
Wszakże spiewa, cóż to znaczy?
Że wesoły, to się twarzą
Wesołą jasno tłomaczy,
Lecz choć wesołość przywdziewa
Na twarz, oko łza przyprusza
Odtąd gdy kto smutnie spiewa
Mówią: śpiewa Tadeusza!

Choć to dawno bardzo było,
Przyjmcie tę opowieść nową!
A choćby mi się i śniło,
Przebaczcie, żem podrwił głową
Co sam miałem, to wam dałem,
A choć tęskni czegoś dusza
Kazaliście, zaspiewałem
Wam piosneczkę Tadeusza!