Strona:Piesni polskie i ruskie ludu galicyjskiego.djvu/009

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiących na wsi wzywało się i listownie: tak ów piérwszy zarodek co raz się wzmagał i rozszérzał. Wszystko to było jeszcze skutkiem pierwiastkowego zamiłowania. Przyszedł nareszcie czas, że młodzieniec z rozwiniętą siłą umysłu zaczął poznawać umysłowe pracy i starożytnych i tegoczesnych narodów. Z pomiędzy tegoczesnych z przeznaczenia czytywało się Francuzów; skłonność utrzymywała przy Niemcach; Szekspir pochwyciwszy duszę za wszystkie jéj siły, ciągnął ją do Anglii: aż nareszcie obleciawszy tak południe i północ, i wschód i zachód, z przekonania na ojczystéj osiadło się niwie.
Powyższe wyznanie moje o zamiłowaniu rodzinnych pieśni łatwo domyśléć się daje, ze mię w literaturze każdego narodu poezya jego nie mało zajmowała. Z jakąż boleścią przyszło mi wyznać sobie samemu, o ile i pod tym względem, ażeby inne pominąć, które tutaj nie należą, zostaliśmy niemal za wszystkiémi narodami w Europie. Nie tu jest miejsce dochodzić przyczyn tego; ale stosownie do celu mego winienem przytoczyć, że główną wadą wszystkich poetów naszych zdaje mi się być brak narodowości. W nowszych czasach dopiéro, w teraźniejszym wieku osobliwie zwrócono na to uwagę. Literatura nasza — mówię tylko o poezyi — za czasów Zygmuntów spadła nam jak gdyby z nieba. Poezya innych narodów jest jakoby drzewo na rodzinnéj zrosłe ziemi; można wykazać, jak z rodzinnego wykłuło się ziarna, jak rodzinnéj ziemi wzmagało się sokami, jak nareszcie w pień wystrzeliło, i nad narodem, który go pielęgnował, w rozłożyste rozciągnęło się gałęzie: nasza poezya zaś, jakoby ów ptak rajski, o którym powiadają, że nóg nié ma, i zawsze w powietrzu wisi, nie mogła się osiąść na polskiéj ziemi; nie wyszła z ducha narodowego, nie