Strona:Pielgrzym.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XLV.

Niechże buduje wiernych powieść gminna! —
Tak słodko. — Prawie już czuję się ptakiem
Odlatującym... i radość dziecinna
Skrzydli... żem ludziom był czemś... ladajakiem...
Gdy się troiła pysze zdrada inna:
Żem oto słowem hańbiony wszelakiem,
Wielkoduch dziwny, od złośliwej tłuszcze!!...
Nic — nad gwiazd lśnienie k’sercu nie przypuszczę!


XLVI.

Gwiazdy się złote cieszyły wraz ze mną
Nad owym grobem, co się do mnie śnieży.
Czułem... rwie ku mnie melodją tajemną
Miłość zza świata klęskowych rubieży,
W których i Pieśni Pańskiej źle i ciemno. —
Wstałem — od Wschodu ciągnie powiew świeży:
Począłem w oddal rość — w ramiona Słońca,
W Pieśń jasną szedłem piegrzymką bez końca.



1922 r.