Strona:Pielgrzym.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXX.

„I jeszcze więcej wołała: niech tobie
O Bolesławie! ziemia głazem będzie!
Siostra dni swoje-ć płakała w żałobie —
Do Czech Stanisław dziwne słał orędzie[1]:
„Oto cię Mirom słowiańskim sposobię“ — —
Grzmiał Duch ten Skalny... lecz, w książątek rzędzie,
Nie było, któryby dorósł do sprawy:
Wratysław lichy był... od zdrad plugawy...


XXXI.

„Aż zwalił się — Duch Skalny — twardym złomem. —
...O Bolesławie! niech ci głazem ziemia
Będzie! coś przepsuł cierpieniem kryjomem
Dusze niewinne!... Śmierć oczy zaciemia;
Lecz gorsza śmierci jest nad czernic domem,
Z pod czujnej straży świętego Jeremia
Polatująca tęsknota wieczysta,
Co się szat jasnych czepia Pana Chrysta...“


XXXII.

„...Gdybyż mnie Bóg ją dał... Mieszkową wdowę...
(O matko moja! bądź-że jej aniołem!)
Możebym nie był tak... na waśni owe
Rozjadły. — Zakon ja Słowa pojąłem[2]...
Lecz ani skrzydła są moje orłowe,
Ani mi światła szeptały nad czołem,
Jak zgiąć mi hardy kark Wilczego Syna —
I ziemie związać Mirem słowianina“ — —


  1. W myśl hipotezy, wiążącej Stanisława z ideą Kościoła narodowego, „zdrada czeska“ wygląda na szukanie sobie powolnego narzędzia we Władysławie, bliższym spełnienia nadziei biskupa.
  2. Zbigniew, dla swej uczoności, Klerykiem przez współczesnych zwany, mógł zrozumieć cele Stanisława, nie posiadając genjuszu, by zrealizować je, gdy zwłaszcza miał obok siebie Krzywoustego przymierze z Rusią, a potem i Czechami.