Strona:Pielgrzym.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IX.

Ani zdziwiłem się już gołębicy
Leśnej, że, słodka, zbiegła mi na ramię...
Naoślep szedłem, jak Pańscy pątnicy,
Wierzący, że się serce nie załamie
O żadną zmorę; i mieszkańcy dzicy
Boru witali mię w puszczy Sezamie;
U nóg mych łania legła zadumana,
Strop swój nade mną rozpięła polana.


X.

Błogosławiący byłem tej świątyni,
Kędy się życie miłościwe święci.
I byłem, jak ów, który dzięki czyni,
Że dal mu siły Pan, by krzyż pamięci
Niósł... A modlitwy nie znający inej
Nad uwielbienie... Trwaliśmy zaklęci,
Stworzenie wszystko boru, w akord pieśni —
W grzechu i pięknie radosnem — boleśni


XI.

Podniosła ku mnie oczy szare, łzawe,
Z których i miłość nie wypije trwogi — —
Ulotne... pyszczek wtuliła w murawę;
Szedł od niej niby złoty uśmiech błogi,
Aksamit sierci taił wonie skrawe
Muskatu z ambrą; słoneczne pożogi
Świetliły żarem krwi uszek atłasy:
...Drżały... nalane pieśnią dzikiej krasy.