Strona:Pielgrzym.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXVI.

Tutaj mdlejące moje podparł ciało
Gabrjel. Duch silny słowa miota jeszcze,
Jak gwiazd gasnących proch... „Dzieciną małą
Żegnał... Pamięta!... Lotne włoski pieszczę —
O!...“ tu mi jękiem serdecznym wezbrało
Rozstań wspomnienie i śmiertelne dreszcze
Mrowią się. Czując, jak poseł się biedzi:
„Com tu rzekł — rzekłem — pod klątwą spowiedzi“ —


XXV.

„Ty — i Władysław...“ Tu mgły mię owiały...
O mur się sparłem głową. Ucho łowi
Dźwięki dalekie... Miesiąc stał już biały
Wysoko — — i słał drogę Aniołowi,
Co szedł z chmur wiotkich na posępne skały
Wieścić wieść dobrą... Goście przyszli owi
Już do kaplicy klasztornej — w oddali
Hymn — Zdrów bądź, Królu Anielski — śpiewali...


XXVI.

O, zdrów bądź, Królu!... Głowę bez korony
Do stóp maluczkich pokorną Ci kładę —
Dziś, gdy wspominków świetnych żarem płonę,
Krwią tętnią przeszłych dni podźwięki blade...
Rzewności echem ludzkie wzbiera łono,
Choć mocno czuje chceń własnych szkaradę,
O, Dziecię Boże... lituj mej niedoli,
Że i piekielnych duchów ból Cię boli —