Strona:Pielgrzym.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XLII.

Lecz mnie... nie stało serca: sądź mię, Boże!
Wybuchłem nagle zapalczywym szałem...
Gniew stary zerwał rozsądku obrożę
I z miecza błyskiem, pijany, leciałem
Na Władysława... Jeżeli nim drożę,
To za tę chwilę, gdy zjawieniem białem
Stanął naprzeciw — rozkrzyżował ręce...
A ja na ziemię runąłem w udręce.


XLIII.

W jednej objąłem poniżenie chwili...
Oto jak — Szczodry — płacę za gościnę!
Otom swą godność stradał... oto kwili
W Śmiałym tchórz podły — precz! wolej — niech giną!
Niźlibym tutaj, gdzie dworacy zgnili,
Trwać miał... gdzie jadem zaprawując ślinę,
Świętość oblókłszy, pełzają oszczerce!...
Precz! — Tu miecz własne ukoił mi serce[1].





  1. O szaleństwie i samobójstwie Bolesława u Kadłubka i w Vita S. Stanislai z XIII w.; u Baszki i Czarnkowskiego o „nędznej śmierci“. — Gallus przytacza vox populi, jakoby „nienawiść Węgrów przyśpieszyła królowi dzień ostatni“.