Strona:Pielgrzym.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXXIX.

Treść — żem dwór zgorszył... że tak się nie godzi...
Z księżniczką... że się gość nie bałamuci...
Gość — niegość... raczej włóczęga i złodziej!
(Otom z tych znowu, co słabną, pokłóci
Od zjadliwego robactwa!...) Najsłodziej
Byłoby całkiem nie być. Gorzkie chuci,
Co mi znękały ciało, myśl i serce,
Znów mię podały piekieł poniewierce.


XL.

Maleńką na gród odwieźli w kolebce.
Do mnie Władysław długą miał przemowę...
Do dziś głos słyszę: łagodnie mi szepce,
Że wartoby mi życie zacząć nowe,
Iżbym nie gorszył ludzi... iżbym krzepce
Spamiętał sobie przykazanie owe,
Co bogów cudzych nie czyni przed Chrystem;
Że serce trzeba mieć od zmazy czystem


XLI.

I, jak zdradliwe szaleństwa nasienie,
Padało kroplą na gorący kamień
Chłodne, natrętne słóweczko: zgorszenie...
A ty się, serce, w jasny kryształ zamień —
I świeć w tej męce... aż blask, którym żenie
Gwiazda, zbłąkana w piersi, od omamień
Zwolni mdłe oczy, co, gdy patrzą w słońce,
To plamy widzą wpierw — nie skry palące!