Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— — — Czyż to byłoby już nieostrożnie-lekkomyślnie, gdybyś do tego obrazu dodał, „Kocham ciebie?!“ Ale gdybyś dbał o to, aby nie rozpieścić dziecka, nie uczynić go zarozumiałym — czyżbyś spuścił na jej ramiona chmarę twoich białych gołębi?

11 kwietnia.

Byłam szczęśliwa, mogąc z nim przebyć dzisiaj choć chwilkę. Jutro grać ma wielką rolę, która wypełnia wszystkie jego myśli. Zostałam u niego tylko godzinkę, aby mu nie przeszkadzać. Powrócił właśnie z próby generalnej i był w różowym humorze. Jedyny kolega, do którego ma zaufanie i którego zdaniu nadaje wagę, powiedział mu, że gra dobrze.
Rzadko mówi o swoim zawodzie. Ale dziś wieczorem miał widoczną potrzebę wypowiedzenia się, i czułam, że rad był z mojej obecności. Siedziałam cichutko, nasycając się tem, iż widzę tego opanowanego człowieka śród powodzi, która zerwała wszystkie tamy. Naraz spojrzał ku mnie, zatrzymał się śród jakiejś namiętnej tyrady, roześmiał się i rzekł:
— Wyglądasz jak przerażona. Wydaje ci się chyba, że oszalałem! — Poczem ciągnął: — Muszę ci wyznać to, co bodaj sama — jak