Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nego mahoniu, z kulami mosiężnemi po rogach i podobnemi ozdobami — ciężkie, wielkie, monumentalne. Rozpościerał się nad niem baldachim ze spłowiałemi haftowanemi w kwiaty zasłonami z jedwabiu. Z dumą opowiadała stara, że jej ś. p. mąż kupił to łóżko swego czasu na licytacji majątku spadkowego po jakiejś księżniczce.
Kobieta zapaliła świece i pożegnała mnie życzeniem dobrej nocy.
Poczęłam się rozbierać. Siedziałam przed zwierciadłem w peniuarze, który mi przywiózł. Przez szyby drzwi balkonowych wpadł do komnaty promień księżyca. Powstałam, otworzyłam drzwi — wieczór był ciepły jakby w środku lata — i wyszłam na balkon. Nigdy nie oglądałam takich cudów! Niby połyskujące srebrne zwierciadło leżało jezioro w ramie z kołyszących się białych mgieł; rozwierały się one chwilami i odkrywały na mgnienie oka fantastyczne krajobrazy: mocno oświetlone drzewa, spowinięte w strzępy obłoków. Potem mgła zamykała się, aby znów pęknąć i dać się wynurzyć innemu obrazowi.
Słyszałam, że drzwi pokoju się otwarły, ale nie odwróciłam się. Czułam, że on stoi tuż za mną. Stałam w błogiem oczekiwaniu, chciwemi łykami wdychając balsamiczne powietrze.