Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dają na mnie z mocą woli, pewnej siebie i spokojnej. Wołają — „Pójdź za mną!“ Tak już się zbliżyły, że czułam, jak oślepiają mnie spojrzeniem, i pojmałam siebie na tem, iż porwałam się z łoża, aby iść za nimi.
A przecież to szaleństwo! Już nieraz mówiłam sobie: „Naco ci te oczy — —? One nie chcą wiedzieć o tobie!“
Spotykam nieznajomego. Spogląda na mnie — zachowuję się wobec niego jak głupia pensjonarka. Potem słyszę bezmyślne plotki z ust głupich bab i... co dalej? Tu winien być kres. A tymczasem rzecz ta rozszerza się właśnie od tego punktu dalej...
Nie! To nieprawda... Było inaczej. Te oczy prześladowały mnie od dnia, gdy widziałam „Sulejmę“. Teraz wiem to na pewno — te oczy, co uwiodły Sulejmę... Nie przypominam sobie, jak wyglądał ich posiadacz nawet dźwięku jego głosu nie pomnę... Tylko te oczy...
— — Na pewno jesteś na najlepszej drodze do obłędu, Julko! Tedy jest najwyższy czas, aby Eryk przyjechał. Ślę ci pozdrowienia, drogi przyjacielu — i kłaniam się wam, miłe, dobre, niebieskie oczy...

Noc Sylwestrowa.

Byłam dziś na strychu, aby wydobyć tro-