Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powietrze nie jest przeciążone zgryzotą i żalem, skruszonemi nadziejami i powszednią męką troski o byt.
Już to jedno, że nie będę widziała po całych dniach zasmuconej twarzy mojej matki — będzie dla mnie prawdziwem zbawieniem. Wiem, droga mateczko, że brzydko jest tak myśleć. Ale przebaczyłabyś mi tę myśl, gdybyś wiedziała, jak umęczona jestem smutkiem — jak ściera się moja dusza niby dziki zwierz o pręty ciasnej klatki, w której go zamknięto. Muszę wyrwać się stąd w jakikolwiek sposób. Niechże nie dojdzie do tego, abym zrobiła jakieś głupstwo, gdyby zawiodła mnie nadzieja na Eryka. Nie, nie! to się stać nie powinno. Eryku! Imię twoje jest talizmanem, którego używam przeciw złym pokusom.
A także przeciw tym czarnym oczom, które mnie obecnie prześladują w snach. Czarne oczy, któremi gardzę, z których drwię, a które nie chcą mnie opuścić... Kiedy mniemam, że już je odegnałam, zalśnią mi nagle z kąta pokoju, z fałd firanki, z mroku mojej sypialni, gdy — budzę się nocą. Blask ich łamie moją wolę — tężeją mi ręce — głowa płonie. Jawią się nagle tam — i nasuwają się coraz bliżej i bliżej. Są poważne i rozkazujące, spoglą-