Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

objęciach, przytuliła mą głowę do piersi i, całując mnie, rzekła:
— Moje ty duże, kochane, brzydkie dziecko! Niechajże dobry Bóg podaruje ci jasny, szczęśliwy nowy rok!
A kiedy odparłam jej:
— Dziękuję ci, mateczko, za wszystko dobro, otrzymane w roku zeszłym — pogłaskała mię w policzek, szepcąc:
— Niestety! masz tak niewiele powodów do wdzięczności! — Po chwili dodała jeszcze ze łzami w oczach: — Najdroższe dziecko! Nie masz szczęśliwego gniazdka u nas — wiem o tem dobrze. Jest to rzecz zupełnie inna, gdy się zamyka jak ja rachunki z życiem... ale młodej krwi potrzeba słońca i szczęścia.
— Ależ mam ciebie, mateczko! — szeptałam.
Powstała, uśmiechnięta, i powiedziała z tym figlarnym humorem, który niekiedy jawił się u niej krótkim wybuchem:
— Czyżby młode dziewczęta poprzestawały dzisiaj na tak małem?
Potem rozstałyśmy się, życząc sobie wzajem dobrej nocy, i oddaliłyśmy się do swoich pokojów.
Co miała na myśli, wiem dobrze. Myślała