Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Poco ci to było potrzebne i gdzie to znalazłaś?
Poczułam na twarzy purpurę rumieńca, jednakże zdobyłam się na obojętny ton odpowiedzi:
— Ach, spostrzegłam go niedawno na strychu, a ponieważ wczoraj padał mocny deszcz... Ale — ciągnęłam — jeżeli to jest świętość, której nie wolno mi dotykać, to proszę tysiąckroć o przebaczenie.
Matka ogarnęła mnie szybkiem spojrzeniem, powstała i odparła, opuszczając pokój:
— Nie, zatrzymaj go... Możesz go nosić.
Ale mam wrażenie, że była od tej chwili rozstrojona.

8 kwietnia.

Albo jest już wiosna, która ogłupia mężczyzn, albo mam jednocześnie szczęście, że wygląd mój się zmienił na dobre. Albowiem dziś niemniej niż jedenastu — piszę wyraźnie 11 — panów obejrzało się za mną. Wczoraj było takich tylko pięciu, co wobec dżdżystej pogody uważam za dobry rezultat. Nigdy w życiu nie wybałuszano tak na mnie oczu, lub — jak to nazywam — nie darowywano mi tylu spojrzeń — A jest to w dziwnym związku ze wszystkiem innem, co mi się przytrafia.