Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stawia mi w drodze zawadę,
Podsuwa pociąg przeciwny,
Żeby mię odwieść od celu.
Lecz nie! nie! namiętność żadna,
Niech jak chce gwałtowną będzie,
Nie będzie tak samowładna,
Całego mnie nie posiędzie!
Cóż, że jednej gwiazdy siła
Do pokłonu mię zmusiła,
Toć się przez to nie złamałem,
I nie złamię się w pokłonie,
Gdy przed drugą schylę skronie.
Wolny jestem sercem całem!
Więc wbrew pięknościom, co kuszą,
Do wznioślejszych wracam bojów,
Co mocniej miotają duszą
Od miłosnych niepokojów.
A gdy teraz Klaudjusz cały
Zajęty swoją miłością,
Udarował mię wolnością,
Odszedł wraz z swoim służącym,
Pójdę pomiędzy te skały,
Co tak wieńcem siniejącym
Las ten w krąg pozamykały.
Tam w pieczarach chrześcijanie
Kryją się, biedni zbiegowie,
Zbliżę się do nich, a może
Dowiem się o Korpoforze.