Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po nad zwierciadlaną tonią,
Wpatrującą się ciekawie
W własnej postaci odbicie,
Oddającą sobie skrycie
Cześć taką, jak bóstwu prawie!
Teraz wróćmy do zasady,
Do początku naszej zwady.
Otóż Darjo, twoja wina
Większa od naszej nierównie,
Bo jest tu skryta przyczyna,
Która tobą rządzi głównie.
Kto się tak pilnie przygląda
Własnym wdziękom w każdej dobie,
Ten niezawodnie pożąda
Wzbudzić w kim miłość ku sobie.

DARJA.

Obwiniasz mnie nadaremnie —
Gardzę takiemi zamiary.
Tak daleko są odemnie
Miłosne myśli i mary,
I tak je nisko uważam,
Nie przez cnotę, lecz dla pychy,
Tak daleko jest, powtarzam,
Miłość od tej piersi cichej,
Że z wszystkich Jowisza trudów,
Z wszystkich jego ręki cudów,
Rzecz najbardziej niepodobna