Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KRISANTO.

Jakto? ty tu byłeś panie?

POLEMIO.

Nie byłem, lecz wchodzę właśnie,
Wbiegam cały przestraszony
Twoim krzykiem — i to w chwili,
Gdy tak jestem obarczony
Ważnemi państwa sprawami.
Oto z woli Numerjana
Cesarza mego i pana,
Mam rzecz skończyć z chrześcjanami,
Co się w te góry schronili,
Których głową i podporą
I mistrzem, jest Karpoforo.
Dla tego to tyle razy
Powtarzam one wyrazy:
Karpoforo mi zapłaci
Wszystkie te trudy i znoje.
Lecz cóż znaczą krzyki twoje,
I ten smutek w twej postaci?...
Z kim gadałeś?

KRISANTO.

Z nikim panie.
Tak mię zajęło czytanie,
I przyszła mi chętka nowa
W głos mówić czytane słowa.