Przejdź do zawartości

Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gła rączkami, wołając pomocy; lecz była to niedziela, wszyscy modlitwą lub zabawą zajęci, nikt jej głosu nie słyszał, a Emcia płynie i płynie: już ją siły opuszczają. Nagle nad głową swoją spostrzega gałązkę, chwyta się za nią obiema rękami, i poznaje że to gałęź starej wierzby, na którą tyle razy się gniewała; trzymając się jej jedną ręką, drugą chwyciła za brzeg i wydostała się na ziemię. Niedługo, spocząwszy trochę, poszła do domu, a kiedy przelękniona matka przebrała ją w suche odzienie, kiedy opowiedziała całą swoją przygodę, uklękły obie, i podziękowały Bogu; i słusznie, bo