Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znajomego wróbelka, Ksawerek czyżyka z żółtemi piórkami, a maleńkiej Brońci dostała się makolągwa.
— Trzeba je teraz zanieść do domu — rzekł Gucio — powsadzamy je w klatki: będą nam śpiewały.
— O, nie! — zawołała Józia, — żeby tak pomarły jak ten wróbelek przeszłego roku? Ja mego nie na to kupiłam. No! leć wesół, mój szczygiełku, a zaśpiewaj mi na pożegnanie.
To mówiąc pocałowała ptaszynę i podrzuciła ją w powietrze.
Niedługo trzy całuski dały się słyszeć po kolei, pootwierały się rączki, i wszystkie ptaszki swobodne, szczęśliwe, poleciały w górę,