Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niego i niby nie chcąc, kałamarz pełen atramentu wywrócił na pismo Władzia, a biały welinowy papier, i rysowany dokoła wieniec, i śliczne pisanie, wszystko zniszczone czarnym atramentem zostało.
— Ach! — krzyknął Władzio, odskakując od stołu — gdybyś nie był mniejszym odemnie, tobym ja cię oduczył takich niedorzecznych figlów.
— Nic nie szkodzi — odparł Krzyś — nie boję się ciebie, choć wyższym jesteś odemnie; i dawno już mam chętkę spróbować się z tobą.
— Ja się z młodszemi nie próbuję! — odrzekł Władzio.