Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ojciec potrząsnął głową, wiedział już kogo mógł posądzać, bo nieraz synek jego Antoś zrywał owoce kryjomo. Jednak przyszedłszy do domu odmienił zdanie; Antoś siedział przy matce, a na zapytanie: którędy chodził do szkoły, ulicą czy ogrodem, odpowiedział że ulicą.
— Nie zerwałeś też czasem trzech moreli? — spytał ojciec.
— Jużem ich od dwóch dni nie widział — odrzekł śmiało chłopczyk — bo nie miałem czasu wyjść do ogrodu.
Skończyła się na tem rozmowa, obiad szedł spokojnie, a po obiedzie ponieważ było bardzo gorąco,