Strona:Paul de Kock - Poczciwy koleżka tom II.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mile oddycha, że trzeba było dość długo przysłuchiwać się, by ją usłyszeć.Karol nakoniec wpadł w gatunek uśpienia, ale nie wyszło pól godziny, słabość w nim przemaga, i z każdą powiększała się chwilą: nie może stłumić w sobie kilka westchnień i jęków, na co obudzona Leontyna rzecze: Cóż ci móy kochany! nie śpisz? — Nie, wcale zasnąć niemogę. — Cóż ci to, czyś słaby!... — Tak jest, musiał mi ten objad zaszkodzić. Ach słabo, źle mi się bardzo robi. — Czekay mężu! ja wstanę. — Zawołay lepiéy na służącą. — Ta biedna dziewczyna śpi tak mocno, pracuje cały dzień, potrzebuje więc spoczynku; potrafię cię ratować i wyszukać wszystkiego, czego tylko potrzebujesz. Leontyna wstaje, zapomina o przykrem swem położeniu, wrzuca